- Zielona czcionka: teza i nawiązania do niej.
- Czerwona czcionka: analiza przykładów i argumentacja.
- Niebieska czcionka: budowa dzieła.
Realizacja 1, 547 wyrazów.
Wiersz pt. „Dałem słowo” Zbigniewa Herbert jest swego rodzaju osobistą rozprawą nad znaczeniem słów. Życie stawia człowieka przed koniecznością podejmowania decyzji, składania obietnic. Nie jest to jednak proste – wiąże się z trudem przyjęcia konsekwencji , które mogą długo się „ciągnąć”, a nawet ciążyć. Słowo ma ogromną moc sprawczą, czego doświadczył podmiot liryczny. Współczesny poeta, często korzystający ze zdobyczy kultury antycznej, tym razem przyjrzał się bardziej językowi – kluczowy wyraz wiersza („słowo”) może bowiem (z językowego punktu widzenia) oznaczać – znak językowy mający jakieś znaczenie, wypowiedź, mowę, wreszcie – obietnicę. Właśnie w tym znaczeniu „słowo” funkcjonuje w utworze Herberta.
Podmiot liryczny jest dojrzałym mężczyzną snującym refleksje nad własnym doświadczeniem „słowa”. Poznał on jego wartość. Przyznaje, że już kiedy był młody, głęboko w swojej świadomości wyczuwał znaczenie słowa. Własny rozsądek podpowiadał mu, że obietnic nie powinno się składać pochopnie, bez namysłu. Pomimo tego, że słowa są oczywistą codziennością, nie są zupełnie zwykłe, rutynowe, rozpisane wraz ze ścisłymi oznaczeniami, jak w rozkładzie jazdy. Jest to źródłem wahania i odwlekania. Podmiot uciekał od powiedzenia ostatecznego słowa, podjęcia decyzji do „po maturze / po służbie wojskowej / kiedy zbuduję dom” – trwało to długo, zanim wreszcie zrobił ten krok. Słowo miało dla niego ogromną moc – nie chciał, by zostało niedotrzymane, pragnął raczej czasu, jeszcze więcej i więcej.
Jednak życie go nie daje – stawia ludzi przed koniecznością „dawania słowa”. Mężczyznę wyrwało z letargu niegotowości „oślepiające teraz”. Poprzez paraleliczne sformułowania opowiada, że nie było granicy czasu na „przedtem” i „potem”, musiał podjąć decyzję w nagłej chwili – więc dał słowo. Porównuje słowo do pętli na szyi – nieuchronnych konsekwencji, tak jak nieuchronna jest śmierć. Obietnice są dla niego wręcz ostateczne – jak ostateczny jest Sąd Boży. Jest w tym pewna intuicja, że o wartości słowa informuje człowieka sam Bóg – biblijne stworzenie świata z Księgi Rodzaju dokonało się właśnie przez wypowiedziane słowo („Powiedział Bóg (…) a oto stało się”). Ma ono niewątpliwie moc sprawczą. Tak dobrą, jak i złą. Ponadto w Ewangelii według św. Jana dowiadujemy się, że sam Bóg jest Słowem i był nim od początku („Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga i Bogiem było Słowo”).
Niekiedy, w chwilach „kiedy wszystko staje się lekkie”, chwilach przestoju i refleksji, podmiot liryczny chętnie cofnąłby złożone obietnice. W grze słownej, kalamburze, nawet (ponownie) daje słowo zapewniające o gotowości odwołania poprzedniego. Chwila ta jednak nie trwa długo, nie ma nieskończenie długiego czasu na rozmyślania, natomiast zauważa, że postać tego świata przemija – ludzie krajobrazy się zmieniają, czas z całą swą barwnością. Pomimo tej zmienności wszelkich aspektów życia – dane słowo „ugrzęzło w gardle” – świadomość konsekwencji nie przeminęła. Wciąż tkwi w umyśle, jest wyczuwalna, tak jak słyszalna jest samogłoska „o” w całym utworze. Poprzez instrumentację zgłoskową wiersz oddaje charakter ciągłego powracania obietnic, które złożyliśmy, do naszej świadomości. Jako utwór bezrymowy wprowadza odbiorcę w stan zadumy i lekkiego niepokoju – zachęca do analizy własnych słów. Człowiek, szczególnie w sprawach ważnych, jak miłość, służba wojskowa, kapłańska, winien baczyć na konsekwencje swoich wyborów.
Podsumowując moją wypowiedź, stwierdzam, że słowo ma niepodważalną moc sprawczą. Raz wypowiedziane, może zostać zakorzenione w świadomości i długotrwale (nawet stale) być ciężarem. Człowiek nie ma na to aż tak dużego wpływu – życie niejednokrotnie stawia przed koniecznością podejmowania decyzji, bez możliwości namysłu. Następnie trzeba żyć z dręczącym uczuciem, świadomością następstw, które nie mija, pomimo zmian w świecie, poznawanych ludzi. Jest to nieodłączny element ludzkiego losu.
Realizacja 2, 673 wyrazów.
Słowo, jako najwyższa, nieprzemijalna wartość, będąca darem niewyjaśnianym i nieodrzucanym, jest dla artysty także niezwykłym ciężarem. Misja, którą poprzez odpowiednie używanie słowa, musi wykonać w ciągu swojego życia artysta, jest automatycznie jego ziemskim wyrokiem.
Wiersz Zbigniewa Herberta pt. „Dałem słowo” – stanowi charakterystyczną dla jego moralizatorsko-dydaktycznej twórczości, swoistą próbę wytłumaczenia, jak istotne dla artysty – poety jest tytułowe słowo. Poprzez zastosowanie najprostszych środków (wolna kompozycja pozbawiona rymów, a także metaforyczne przedstawienie ważnej istoty słowa w potocznym frazeologizmie „dać słowo”), wiersz o stosunkowo ciężkiej dydaktyce, staje się dla odbiorcy przystępnym w odbiorze. Także trzy pierwsze strofy są zgodne z tym założeniem – opisują prozaiczne, codzienne sytuacje podmiotu lirycznego i kolejne etapy jego życia, podczas których zagadnienie „słowa” wydawało się być jeszcze odległym. Dopiero czwarta strofa odkrywa przed nami właściwe znaczenie utworu – nieokiełznaną i niemożliwą do opanowania naturę słowa, które bez względu na czas i miejsce, należy „dać” i „wybrać”, pomimo swej niedojrzałości („byłem bardzo młody”). To właśnie ono i płynąca za nim misja odpowiedniego posługiwania się nim, nadają prawdziwy sens istnieniu artysty, a co za tym idzie, także kreowania przy jego pomocy rzeczywistości wokół.
Wspomniany jednak sens istnienia, z natury rzeczy musi być okupiony ludzkim wysiłkiem. Porównanie słowa do „pętli na szyi”, czy też „ostateczności” symbolizuje przeznaczenie, na które artysta nie ma wpływu. Narzucony z góry dar, mimo swej olbrzymiej wartości, jest ciężarem, z którym aż do samego końca artysta – poeta będzie musiał się mierzyć. Ten sam motyw możemy odnaleźć w tekście Bolesława Leśmiana pt. „Poeta”. Kreowany tam wizerunek artysty rozdartego między dwoma światami – ludzkim, który wymaga od niego racjonalnego podejścia, i tym lirycznym – wymagającym ciągłej kontemplacji nad literacką rzeczywistością – idealnie wpisuje się w kreowany przez Herberta. Podmiot liryczny w utworze Leśmiana, mimo iż zdaje sobie sprawę z niedostatku, jaki ciąży na jego rodzinie (żonie i dzieciach cierpiących głód), nie potrafi znaleźć żadnego rozwiązania. Jest on niezdolny do jakiegokolwiek ludzkiego zajęcia – jego przeznaczeniem jest pisać. Nawet interwencja ambiwalentnego Boga – który „uśmiecha się i pięścią grozi jednocześnie”, nie skutkuje zmianą podejścia do życia poety.
Świadomy nieszczęść, za które jest odpowiedzialny – bezsilnie „poddaje się” słowu – jedynej wartości, jaką żyje, skazując tym samym siebie i swoich najbliższych na dalsze cierpienie. Tym jednak różni się podmiot liryczny u Herberta, że pośród codziennego „lirycznego zgiełku”, miewa momenty ludzkiej świadomości – świadomości nie tylko względem świata, w którym żyje, lecz także względem samego siebie. W rzadkich sytuacjach pewnego wewnętrznego spokoju, gdy „wszystko staje się lekkie”, przy pomocy błyskotliwego zabiegu językowego, podmiot liryczny przyznaje się, że „słowo daję, chętnie bym cofnął dane słowo” Brzemię, które nosi – niejednokrotnie wydające się zbyt ciężkim – jest jednak brzemieniem nie do porzucenia.
Ostatnią strofę Herbert poświęca refleksji nad krótkotrwałością życia doczesnego, która stanowi także pytanie o sens ludzkiego istnienia. Odpowiedź na nie możemy znaleźć w wierszu Kazimierza Przerwy Tetmajera pt. „Eviva l’arte”, gdzie autor – w sposób dekadencki – kontrastuje ze sobą byt ludzki i byt artystyczny. Odrzucając świadomość nieuchronnego końca, a co za tym idzie, także będąc w zgodzie z młodopolskim duchem epoki – podmiot liryczny określa swoje własne życie życiem, które jest „splunięcia niewarte”. Pomija rolę pieniądza i statusu społecznego w życiu artysty, wystawiając na pierwszy plan sławę, będącą w tekście symbolem nieśmiertelności. To właśnie ona jest sensem pisania – dzięki niej imię artysty staje się wieczne, a jego pióro ponadczasowe. Ten sam motyw exegi monumentum możemy także – w domyśle – odnaleźć w tekście Herberta, z tą jednak różnicą, iż dotyczy przede wszystkim słowa, nie człowieka. „Słowo ugrzęzło w gardle” – to spuścizna artysty jest zatem wieczna, a nie on sam; ta ironiczna puenta stanowi także klamrę kompozycyjną tekstu i właściwy koniec podróży podmiotu od młodości („byłem bardzo młody”) aż po śmierć („trwa to krótko”, „mijają ludzie”).
Utwór Zbigniewa Herberta, nasączony jego charakterystyczną prostotą i literackim minimalizmem, jest przede wszystkim wewnętrzną rozterką artysty nad swoim – nierzadko brutalnym – powołaniem . Misją, którą przez całe swoje życie wykonuje – przekreśla w dużej mierze jego ziemską, ludzką istotę, skazując jego i jego najbliższych na cierpienie. Ironiczny podmiot liryczny, posługując się słowem, jak narzędziem, niezauważalnie sam stał się dłutem w jego „rękach” – całkowicie mu podporządkowanym. Mimo talentu i sławy skazany jest na tę samą co inni człowieczą śmierć.
Źródło: CKE
Matura 2018 rozprawka interpretacja wiersza
Matura 2017 rozprawka interpretacja wiersza
Matura 2016 rozprawka interpretacja wiersza